piątek, 18 listopada 2016

Cudowne nosidełko ergonomiczne od Pathi

Gdy urodziła się druga córcia zaczęłam przygodę z chustami. Coś pięknego i żałuję, że nie zaczęłam już przy pierwszej córeczce. Starsza widząc, że młodsza ciągle jest noszona zrobiła się zazdrosna i ciągle chce na rączki. Czasem wsadzę ją do chusty, ale 13 kg i 98 cm to nie mało do noszenia, więc na długo sił nie starcza. Przed wyjazdem w góry postanowiłam jednak, że albo kupię chustę ale dla cięższych dzieci albo nosidło. Wyszło na to, że mąż nie był za bardzo zainteresowany tematem chust więc zostało nosidło! I tu powstał problem, wyzwanie wręcz, jakie nosidło, jakiej firmy, gotowe czy szyte?
Pytań było wiele, a czasu do wyjazdu coraz mniej. Pewnego dnia po przeczytaniu miliona opinii, rekomendacji, recenzji itd. trafiłam na stronę z opisanym nosidłem szytym przez Pathi. Nie ukrywam, że oprócz super opinii nosidła te dostępne są w bardzo atrakcyjnych cenach.
I tak po wymianie kilku wiadomości zamówiłam nosidło. Miało do nas dotrzeć parę dni przed wyjazdem, ale jak to z naszym szczęściem bywa dorwaliśmy je (dosłownie) w dniu wyjazdu. Na szczęście na wyjazd było, i całe szczęście. Młoda już po przejściu paru metrów wołała, że chce na rączki. Tu do akcji wkroczył tata z nosidłem. No i cud... dziecko, które już jakiś czas nie spało w dzień dosłownie po paru minutach odpłynęło. Magia.
Nosidło wykonane bardzo estetycznie i solidnie. Pasy naramienne jak i pas biodrowy porządnie wypełnione. Pasy bardzo dobrej jakości, z tego co wiem producent produkuje również pasy do samochodów tą samą technologią. Materiał na panel można sobie wybrać samemu spośród wielu wzorów, wybór jest ogromny! Najlepszym potwierdzeniem tego że jest wygodne jest fakt że nasza mała maruda sama prosi by ją tam wsadzić. Do nosidła można dokupić szereg akcesorii. My zaopatrzyliśmy się w przedłużki panelu tak na przyszłość!



,

sobota, 17 września 2016

Lenor Unstoppables kuleczki zapachowe do prania.


Udało się załapać do testowania kuleczek Lenor Unstoppables w ramach akcji na Everydayme. W paczce ambasadora prócz pełnego opakowania dostałam kilka próbek dla znajomych i rodziny. Szczerze powiem, że bardzo byłam ciekawa fenomenu tych kulek i tego czy faktycznie zapach będzie tak długotrwały. Próbki rozdałam wśród kilku znajomych i najbliższej rodziny. 



Od tego czasu minęło już 3 tygodnie więc z czystym sumieniem mogę podsumować test. Prań w czasie testu było mnóstwo i muszę przyznać, że z mojej szafy unosi się miły zapach. Ubrania z pierwszego prania są nadal świeże i ładnie pachną. Nawet koc, który cały czas jest użytkowany ładnie pachnie, jakby dopiero co został wyprany.
Opakowanie jak dla mnie mało atrakcyjne, jedyne co przykuwa uwagę to kolor nakrętki i kształt samego opakowania. Nazwa na opakowaniu jest mało wyraźna i wydaje mi się nieczytelna. Oceniając zapach nie mam wątpliwości że jest intensywny, dość przyjemny i co najważniejsze długotrwały. Zapach to największy atut tego produktu. Nie wiem jak to się ma do innych wersji, ale niebieski Lenor pachnie super. Największym zaś minusem okazuje się cena, która jak dla mnie jest z kosmosu. Za opakowanie Lenora w jednej ze znanych drogerii musimy dać ponad 25 zł. wydaje mi się, że to ciut za dużo!

środa, 24 sierpnia 2016

Kocyk od Zuzulove i cudny kotek od Minkowy Świat

Na stronie Nasz zwariowany świat na facebook'u jakiś czas temu organizowany był konkurs charytatywny na rzecz małej Oleńki Chojeckiej. Po zakończeniu konkursu utworzono grupę z licytacjami na rzecz Oleńki, pt. Bazarek Dla Oleńki Chojeckiej. Co mnie smuci to to, że mimo iż jest tam ponad 2,5 tysiąca osób mało kto bierze udział w licytacjach. A przyznać trzeba, że licytowane rzeczy są na prawdę super i cały dochód z licytacji idzie na konto Oli.
Właśnie na tych licytacjach udało mi się zdobyć dwie cudne rzeczy! Pierwszy był ogromny kotek od Minkowy Świat. Kocur nie licząc ogona ma 40 cm (z ogonem 55 cm) wysokości. Uszyty jest z fioletowego minki i bawełny w kolorowe papugi. Nasza gwiazda od razu się w nim zakochała i latała z nim cały dzień jak tylko do nas dotarł. Wykonany jest wręcz perfekcyjnie, proste, czyste szwy, porządne wypełnieni i piękny dobór kolorów.





Córcia używa go teraz jako mega przytulanki i podusi do drzemek. Jest jej wielkim papugowym kotkiem.


Drugą rzeczą jaką wylicytowałam jest przecudny wręcz kocyk z szeleściakiem od Zuzulove. Kocyk z jednej strony jest z jasno brązowego minky a z drugiej z ciemno szarej dresówki. W rogu ma wyhaftowanego cudnego lwa. Całość jest pięknie obszyta. Powala mnie dbałość o szczegóły i perfekcyjne wykonanie. Do kompletu był dołączony szeleściak, który z jednej strony ma obrazek lwa a z drugiej wierszyk o również o lwie. Ma również metki i sznureczki do zabawy, młodsza córcia już go pokochała i lubi się nim bawić, a kocyk będzie idealny na jesień!



Zapraszam wszystkich na licytacje dla Oli idzie naprawdę kupić wspaniałe rzeczy i tym samym pomóc małej dziewczynce w walce o lepsze jutro.




wtorek, 23 sierpnia 2016

Ambasadorka Le Petit Marseillais - test


Zostałam Ambasadorką Le Petit Marseillais, co bardzo mnie ucieszyło, ponieważ nie miałam jeszcze styczności z tą marką i byłam strasznie ciekawa co ma do zaoferowania. Paczka Ambasadorki była bardzo bogata i ładnie zapakowana! Prócz materiałów reklamowych i katalogów dostałam trzy żele pod prysznic i próbki dla rodziny i znajomych. Co mnie najbardziej zaskoczyło to ilość produktów. Rzadko kiedy dostaje się nie jeden, ale aż trzy pełnowartościowe produkty. Od razu po otwarciu oczywiście był test zapachowy i nie umiałam doczekać się wieczornego rytuału z użyciem jednego z tych kuszących produktów.
Próbek z jednym z produktów a mianowicie z Pielęgnującym Balsamem pod prysznic Masło Arganowe, Wosk Pszczeli i Olejek Różany też było sporo więc udało się uszczęśliwić parę osób i sprawić by również ich kąpiel była wyjątkowym doznaniem. Z tego, co o swych wrażeniach mówiły obdarowane osoby wnioskuję, że kąpiele były nad wyraz udane. Zapach został oceniony najwyżej, zaraz potem konsystencja i łatwość użycia. Test wypadł jak najbardziej na plus więc nic tylko kupować i oddawać się chwili przyjemności pod prysznicem z Balsamem Pielęgnującym. 
Jeśli natomiast chodzi o moje wrażenia po wypróbowaniu każdego z produktów, to mogę powiedzieć, że każdy z tych trzech żeli to osobna historia.

1. Kremowy żel pod prysznic Malina i Piwonia. 
Żel o kremowej konsystencji, fajnie myje i się pieni. Niestety jak dla mnie ma zbyt intensywny zapach, który przy dłuższym stosowaniu po prostu zaczął mnie irytować. Opakowanie bardzo poręczne i przyciągające uwagę, ładna szata graficzna. Zapach intensywny tak jak i kolor opakowania (może to był zamierzony chwyt marketingowy). Polecam wszystkim lubiącym intensywne kwiatowe zapachy. Ja niestety nie zostanę wierną fanką tego produktu.





2. Pielęgnujący Balsam pod prysznic Masło Arganowe, Wosk Pszczeli i Olejek Różany 
Bardzo przyjemny balsam do mycia. Piękny, o wiele łagodniejszy zapach bardzo mi pasuje i sprawia, że kąpiel jest prawdziwą przyjemnością. Konsystencja kremowa balsamu sprawia, że jest on bardzo wydajny, dobrze się pieni i pięknie myje. Pozostawia skórę miękką i pachnącą. Opakowanie trochę inne niż wyżej, ale równie poręczne. Tu również dostrzegam podobny zabieg marketingowy, jak wyżej tzn. barwy opakowania są stonowane i pastelowe, przyjemne dla oka podobnie, jak zapach są delikatne i romantyczne. Ten produkt jest jak najbardziej godny uwagi i na pewno się z nim zaprzyjaźnię.



3. Pielęgnujący Krem pod prysznic Masło Shea i Akacja to już w ogóle inna bajka. Jeśli chodzi o zapach to można powiedzieć, że jest dość wyraźny, ale przyjemny. Kojarzy mi się z pewnymi perfumami, których nazwy za nic nie potrafię sobie przypomnieć. Ta nuta zapachowa bardziej pasuje mi do sezonu jesienno-zimowego niż do lata. Podobnie jak wyżej konsystencja kremowa dzięki czemu produkt jest wydajny. Łatwo się dozuje i pieni. Dobrze myje i zostawia skórę miękką, gładką i nawilżoną, a do tego pachnącą dość specyficznie.





Podsumowując, produkty firmy Le Petit Marseillais miło mnie zaskoczyły! Ich jakość, wydajność i przede wszystkim zapach są godne polecenia. Na pewno każdy znajdzie tu coś dla siebie. Szczerze mówiąc nawet nie sprawdzałam jak to wygląda cenowo, ale moim zdaniem ten zapach jest wart troszkę więcej niż inne żele pod prysznic. Tak więc mimo wszystko polecam! 

środa, 10 sierpnia 2016

Bambusowe kocyki

Z uwagi na upały i to, że w domu przy tych nie ludzkich temperaturach na dworze mamy około 27 stopni postanowiłam zakupić bambusowe kocyki dla moich księżniczek. Zadanie to nie było wcale takie łatwe. Choć dostępność takich kocyków jest dość duża, ich cena w niektórych przypadkach po prostu powala. Pierwsza podjęta decyzja to wybór szytych na zamówienie kocyków, a nie takich z masowej sprzedaży. Lubię mieć w domu rzeczy oryginalne i wykonane ręcznie. Jakoś tak wtedy przytulniej się robi. Kolejnym wyborem była decyzja: u kogo te kocyki zamówić, i tu szczerze powiem nie miałam za bardzo pomysłu. Szukałam, przeglądałam, aż natrafiłam na recenzje kocyków od MisiaLove. Od razu udałam się na stronkę i znalazłam wzory bambusa, które od razu mi się spodobały. Napisałam, zamówiłam i są. Udało mi się jeszcze trafić na promocję, więc byłam prze szczęśliwa. 

Od razu wpadły mi w oko dwa wzory: pandy dla młodszej i cudowne piórka dla starszej córeczki. Gdy tylko kocyki dotarły starsza najpierw dobrała się do obu i chciała je tylko dla siebie, ale po małej interwencji miała zadecydować, który chce dla siebie, a który oddaje siostrze. Podzieliła zgodnie z zamysłem mamy, więc wszyscy są zadowoleni.



Kocyki wykonane bardzo starannie, z dbałością o najmniejszy szczegół, taśmy wykończeniowe idealnie dobrane do kolorów i wzoru na kocyku. Do tego przyszły ładnie złożone i zapakowane. 
Zastanawiacie się dlaczego wybrałam bambus a nie cienką bawełnę. Głównym powodem były właściwości chłodzące takiego kocyka oraz fakt że bambus pochłania wodę i trzyma ją z dala od skóry. Dodatkowo jest bardzo przyjemny w dotyku i lekki. Na lato wręcz idealny.
Moje gwiazdy pokochały swoje kocyki i śpią pod nimi bardzo chętnie. Dodatkowo starszej czasem bardzo ciężko się rozstać ze swoimi piórkami i po przebudzeniu wędruje z nim po całym domu. Młodsza natomiast pod swoimi pandziochami ucina sobie słodkie i nie raz całkiem długie drzemki.



wtorek, 2 sierpnia 2016

Oliwka z betuliną od Sylveco

Na portalu Familie.pl zostałam wybrana do testowania naturalnej oliwki z betuliną od firmy Sylveco. Pierwszy raz miałam w ogóle styczność z tą firmą, więc byłam bardzo ciekawa tego produktu. Jakież było moje zdziwienie, gdy dostałam paczkę z Oliwką, w której było też mnóstwo próbek i ulotek dotyczących produktów firmy Sylveco.



Oliwka po kilku dniach stosowania zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Młodsza córcia ma piękną, gładką skórę, a starsza podobnie i do tego żadnego uczulenia czy wysypki (starsza córcia jest alergikiem i ma azs). Opakowanie, bo to pierwsze na co zwracamy zazwyczaj uwagę, jest przyjemne dla oka i od razu wzbudza ciepłe uczucia. Kolorystyka i szata graficzna jak najbardziej pasują do delikatnych kosmetyków dla dzieci. Grafika przedstawiająca mamę sówkę z małą sówką jest super pomysłem, podobnie jak kolorystyka, spokojna i nie bijąca po oczach. Z tego co idzie zauważyć wygląd opakowania jest dokładnie przemyślany i nawiązuje do obowiązującej mody zarówno pod względem kolorystycznym jak i motywu sowy.
Najważniejszym punktem, tym bardziej jeśli chodzi o kosmetyki dla dzieci jest skład. Co od razu rzuca się w oczy, skład jest bardzo krótki i zawiera same naturalne składniki, co w dzisiejszych czasach jest raczej rzadkością nawet w przypadku kosmetyków dla najmłodszych.
Skład: 
Olej sojowy, 
Olej ze słodkich migdałów, 
Oliwa z oliwek, 
Olej słonecznikowy, 
Wosk pszczeli, 
Betulina, 
Witamina E i tyle.
Z tyłu opakowania mamy ładnie opisane jakie jest działanie poszczególnych składników i ich wpływ na zdrowie skóry naszych pociech. 




Oliwka ta ma konsystencję żelu, co jest bardzo praktyczne, ponieważ wszystko wokół jest czyste, a nie zachlapane oliwką, jak ma to miejsce w przypadku płynnych oliwek. Do tego jest bardzo wydajna i łatwa w użyciu. Łatwo i szybko się rozsmarowuje i zostawia na skórze dziecka cienką warstwę. Bardzo dobrze sprawdza się zarówno przy dłuższym masażu malucha, jak i szybkim smarowaniu starszego dziecka. Po kilku dniach nie widzę w niej żadnych wad. Czyżby w końcu produkt idealny dla dzieci! Dodam jeszcze że w relacji cena do jakości, bije na głowę znane marki. Opakowanie 200 ml kosztuje 28,50 zł, co jak dla mnie jest super ceną. Zastanawiam się nad zakupem innych kosmetyków z tej serii, najbardziej interesuje mnie: krem pielęgnacyjny do twarzy i ciała (150 ml/29,50 zł) oraz kremowy szampon i płyn do kąpieli (300 ml/28,00 zł). Z tej serii dostępna jeszcze jest łagodząca zasypka do ciała. Zapraszam na stronę producenta Sylveco



poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Słodkie sówki

Kocham sowy pod każdą postacią.  Ostatnio brałam udział w licytacji paru sztuk niestety przegapiłam zakończenie i ktoś mnie ubiegł. Postanowiłam więc zakupić parę poza licytacją. Zamówiłam żółtą sówkę z szarymi skrzydełkami i serduszkiem, szarą z różowymi dodatkami i szarą z niebieskimi dodatkami. Gdy tylko dotarły od razy się w nich zakochałam ale nie tylko ja. Moja córcia jest nimi oczarowana. Mimo tego, że są niewielkie ich wykonanie jest perfekcyjne! Każdy detal jest wykonany starannie i widać, że wkładane w to jest całe serce. Polecam wszystkim te cudeńka wykonane przez Filcową Bajkę.  Zdaje się, że to nie będę ostatnie nasze sówki :-)






środa, 13 lipca 2016

Z życia wzięte: wizyta na placu zabaw.


Przyszedł czas na post z życia wzięty. Jesteśmy wszyscy na placu zabaw, ja siedzę na ławce, a tata z córcią są na huśtawkach. Na placu dzieci w wieku od 2-4 lat i jedna dziewczynka dużo starsza od reszty, na oko 6-letnia. I ta właśnie dziewczynka okupowała zjeżdżalnię, sypiąc po niej piaskiem i nie przejmując się niczym, ani nikim. Dodam, że nie była sama tylko z babcią, która udawała, że nie widzi co robi wnuczka i siedziała na ławce jak przymurowana. Młodsze dzieci chciały zjeżdżać, ale bały się dziewczynki. Ja trochę wkurzona całą sytuacją bo moja córcia też chciała pozjeżdżać, podeszłam do niej i mówię by tak nie sypała piasku i żeby posprzątała tą zjeżdżalnię. Sypać przestała, ale zaczęła coś burczeć pod nosem. Gdy powtórzyłam żeby posprzątała, odgarnęła część piasku i odeszła. A babcia dalej nic. Potem jak dzieci sobie pozjeżdżały, wzięła swój rowerek postawiła go przy schodkach ze zjeżdżali, blokując na nią wejście. Sama weszła do góry i bawiła się torebką. Strasznie samolubna dziewczyna. Mnie by było wstyd, jak nie wiem co, gdyby ktoś zwrócił uwagę mojemu dziecku za niewłaściwe zachowanie. Chyba po to są rodzice i dziadkowie by wychowywać swoje dzieci i wnuki, zwracać im uwagę jak robią coś niewłaściwego i chwalić gdy robią coś dobrego, a nie siedzieć i mieć wszystko gdzieś. Jak to mawiała moja babcia: Jak rodzice nie potrafią wychować to obcy to zrobią!


Ten sam dzień, ten sam plac zabaw, matka bawi się z synem. Ten ochoczo wchodzi na zjeżdżalnię i zjeżdża uśmiechnięty z piskiem. I tak kilka razy. Nagle do placu zabaw zbliża się mężczyzna i zaczyna wyzywać kobietę i zarzucać jej, że zabrania mu widywać się z synem. Sytuacja żenująca, Ona stara się mówić cicho by nikt jej nie słyszał, a ten się drze, zakłócając spokój innych i wprawiając w zakłopotanie kobietę. Opuszczają plac zabaw ciągle się kłócąc. Żal mi tylko tego małego, tak fajnie się bawił, a przez ich kłótnie i problemy musiał przestać i iść z nimi, a co gorsze słuchać tego jak dwie najważniejsze dla niego osoby się kłócą i wyzywają. Straszne! Takie sytuacje są przygnębiające, ale niestety się zdarzają.

Lampka przytulanka Pabobo

Zawsze marzyła mi się lampka, która towarzyszyłaby córkom przy zasypianiu. Szukałam oglądałam, ale ceny niektórych skutecznie mnie zniechęcały. Kiedyś przy okazji zakupów w jednej z drogerii trafiliśmy na wyprzedaż ostatnich sztuk i udało nam się kupić taką lampkę-biedronkę, ze zniżką 90%. Prawdziwa okazja. Tyle tylko, że córcia nie mogła z nią zasypiać bo jest za twarda. Ma miękkie nóżki i główkę, ale niestety ciałko jest z twardego plastiku. Jako zabawka przed zaśnięciem i dodatkowa atrakcja super, ale nie o tym marzyłam. Od zakupu tamtej lampki minęło już grubo ponad półtora roku, a dalej działa i jest jedną z ulubionych zabawek starszej córci. Świeci w trzech kolorach, które można zmieniać za pomocą przycisków z tyłu biedronki, co młoda ochoczo czyni. Jak na lampkę za 19,90 zł to jest naprawdę super. 
Mimo posiadanej super lampki i tak marzyła mi się lampka idealna. Któregoś dnia przypadkiem trafiłam na konkurs zagadkę na jednej ze stron (Studio Barw:świat dziecka online), gdzie właśnie do wygrania była wymarzona lampka. Jakimś cudem udało się wygrać, choć zgłoszeń było dużo i szanse były marne. Tym bardziej cieszy mnie wygrana, i to że to właśnie moja wypowiedź została uznana za najlepszą. Po kontakcie ze sponsorem pozostało czekać. Oczekiwanie na przyjście nagrody było straszne, bo do końca nie wiedziałam, jak dokładnie będzie ta lampka wyglądać. Gdy tylko kurier przyniósł paczkę, od razu się do niej dobrałam. I to co znalazłam w środku od razu podbiło moje serce. Króliczek. Przepiękny, milutki, cudowny króliczek firmy Pabobo. Do przesyłki był również dołączony list z gratulacjami co bardzo mi się spodobało, a jest bardzo rzadko spotykane przy wygranych w konkursach. 
Pani Karino, serdecznie gratulujemy wygranej w konkursie który organizowaliśmy wraz z firmą Studio Barw. Mamy nadzieję, że królik będzie pomocny przy wieczornym usypianiu :) pozdrawiamy zespół Mablo

Króliczek w przyjemnej dla oka kolorystyce. Jest szary z niebieskim i zielonym uszkiem. Przy zasypianiu ważne jest, by zabawka nie miała ostrych barw rozpraszających malucha, więc za to ogromny plus. Co mnie zaskoczyło i bardzo ucieszyło to fakt, iż króliczka można prać w pralce! Wyciąga się z niego tę świecącą część z bateriami i samego królika wrzuca do pralki, co przy małym wiecznie oplutym maluchu jest super opcją. Nasza wcześniejsza lampa takiej opcji niestety nie ma. 
Oczywiście do lampki dołączona była wyczerpująca instrukcja obsługi z wszystkimi uwagami na temat bezpieczeństwa. Jak dla mnie to bardzo potrzebne i ważne by każdy rodzic czytał takie instrukcje by nie było potem płaczu, jak coś się stanie. Zawsze wtedy ma się pretensje do producenta choć ten o wszystkim ostrzegał w załączonej instrukcji, którą można było przeczytać, i nic by się nie stało. To tak w nawiązaniu do ostatnich wiadomości odnośnie mebli z Ikei! 

Króliczek świeci w trzech kolorach, które same się zmieniają. Nie dzieje się to gwałtownie, więc nie straszy malucha, światło przygasa i dopiero zmienia barwę. Niebieskie, zielone i pomarańczowe światło, a do tego miła dla ucha, jednostajna i usypiająca melodyjka, bardzo pomagają w wieczornym wyciszeniu i zasypianiu. Nasza córcia od czasu, gdy mamy lampkę zasypia w mgnieniu oka. Co ważne lampka nie nagrzewa się i nie ma tu możliwości poparzenia się. Córcia często dotyka lampki i próbuje złapać gwiazdki, albo delikatnie ją głaszcze. Dodatkowym atutem są tu uszy królika, które pełnią funkcję miziadła. Córeczka bierze je i głaszcze się nimi po buzi. to wszystko przyczynia się do błyskawicznego odpłynięcia dziecka do krainy snu. Polecam wszystkim lubiącym takie gadżety. Koszt króliczka na stronie Pabobo to 149,00 zł myślę, że nie jest to kosmiczna cena, jak na lampkę z tyloma zaletami. 







wtorek, 5 lipca 2016

Czas na relaks

Od jakiegoś czasu, gdy odwiedzałam księgarnie i inne sklepy, gdzie dostępne są kolorowanki, kusiły mnie kolorowanki dla dorosłych. Ale jakoś nigdy nie miałam okazji przyjrzeć im się z bliska. Z pomocą przyszła mi firma Stabilo organizując konkurs na swojej stronie. Wiadomo jak jest okazja to trzeba szczęścia spróbować. No i udało się. Najpierw myślałam, że grałam o kredki, ale gdy dotarła do mnie paczuszka moje oczy aż zapłonęły. Prócz kredek w paczce była też kolorowanka!! Cudo. Od razu musiałam spróbować swoich sił. Bardzo uzależniające i do tego relaksujące. 
Podobno w Biedronce są w promocji kolorowanki dla dorosłych. Chyba jutro tam zawitam i sprawię sobie mały prezent. W kolorowance Stabilo przeważają motywy roślinne, a mnie marzą się zwierzęta czy ludzie. Och, ale mnie wzięło na te kolorowanie. Do tej pory tylko podbierałam kolorowanki córce, ale to nie to samo. Tutaj trzeba się skupić, pomyśleć. One pozwalają na totalne wyczyszczenie umysłu ze zbędnych myśli. Polecam wszystkim taką formę rozrywki i relaksu w jednym. Jedyny minus to taki ,że pochłania to masę czasu, którego ostatnio za wiele nie mam, ale i tak choć parę kropek muszę pokolorować. To wspaniałe uczucie, tak patrzeć, jak z czarno-białego rysunku wyłania się kolorowy obraz, stworzony naszymi rękami. 





środa, 29 czerwca 2016

Arcydzieła na książeczki zdrowia.

W jednym z konkursów wygrałam cudną sówkę breloczek od Ewla Art HandMade. Kochamy sówki breloczki więc to była nagroda idealna dla nas! A do tego taka cudna.
Przed napisaniem do sponsora przeglądałam jego, a w sumie jej stronkę. Jej bo to stronka Pani Ewelinki. W oko wpadły mi pięknie wykonane okładki na książeczki zdrowia. Na stronce znalazłam okładki ze słodkimi misiami. Napisałam wiadomość z pytaniem czy jest możliwość wykonania okładki z innym motywem i otrzymałam odpowiedź: oczywiście, że tak. Pani sama robi projekty i wciela je w życie. Robi to w wielkim stylu. Talent i umiejętności Pani Ewelinki są po prostu niezwykłe. Po krótkiej wymianie wiadomości Pani przysłała mi pierwszy projekt. Aż nie chciało mi się wierzyć, że tak ładnie idzie coś narysować w tak krótkim czasie. Pierwsza okładka jaką sobie zażyczyłam miała być dla młodszej córci, wybrałam motyw pandy na żółtym tle i szary napis Olunia. Wyszło coś pięknego. Od razu zamówiłam i drugą dla starszej córci z motywem kotka na niebieskim tle i również szarym napisem Weronisia. Po drodze mieliśmy małe problemy z wymiarami, ale wszystko dobrze się skończyło. Jak tylko do mnie dotarły od razu przystroiłam nimi książeczki córeczek. Teraz prezentują się świetnie i na pewno nigdzie nam nie zaginą!

Jeśli ktoś z Was szuka takich okładek to stronka Pani Ewelinki jest miejscem, gdzie powinniście się wybrać w pierwszej kolejności. Polecam z całego serca prace Ewla Art, wykonane starannie z troską o najmniejszy szczegół. Po prostu do zakochania! <3



 Czyż nie są piękne?! Ja podziwiam je ilekroć przechodzę obok miejsca gdzie leżą.

NIE zezwala się na jakiekolwiek kopiowanie, przetwarzanie, rozpowszechnianie powyższych zdjęć i projektów w całości lub w części bez zgody autora!



poniedziałek, 27 czerwca 2016

Co mnie boli

Pies, kot, członek rodziny, przyjaciel. Przez cały rok śpi, je, bawi się z nami, pociesza gdy jest smutno, zabawia, dotrzymuje towarzystwa. Kim trzeba być, co mieć w głowie by potrafić członka rodziny, przyjaciela porzucić bez słowa, próbować uśmiercić bądź to zrobić, bo chce się jechać na wakacje, bo nam się znudził. .. nie umiem pojąć zachowania takich istot bo człowiekiem tego nazwać nie mogę. Jest tyle innych rozwiązań. Można poprosić rodzinę czy znajomych o opiekę na zwierzęciem, istnieją hotele dla psów czy kotów, a nawet niektóre schroniska po dogadaniu się przetrzymają zwierzaka do naszego powrotu. Jeśli te opcje nam nie odpowiadają to są jeszcze wolontariusze, którzy będą odwiedzać psa podczas naszej nieobecności, wyprowadzać go, karmić i zabawiać. Skoro stać nas na wczasy to i stać by pies czy kot spędził ten czas w hotelu. Najlepszym wyjściem było by oczywiście zabranie zwierzaka ze sobą, ale często jest to po prostu niemożliwe. My jak wyjeżdżaliśmy to naszego psiaka oddawaliśmy do hotelu. Co prawda po przeprowadzce musieliśmy go oddać, tzn. mieszka teraz u moich rodziców, bo u nas nie miał by kto z nim wychodzić. 3 piętro, niemowlak i małe dziecko nie potrafiące samo chodzić po schodach i ja z problemami z kręgosłupem to nie dało by się pogodzić. Teraz ma się dobrze, jest szczęśliwy i ma spokój. Choć nie powiem niekiedy działał mi na nerwy, ale nie potrafiłabym mu nic zrobić czy gdzieś go zostawić. Chyba by mi serce pękło.  
Teraz co otworzę internet to widzę kolejne porzucone, skrzywdzone czy co najgorsze z możliwych martwe zwierzę. Fundacje błagają choć o domy tymczasowe dla zwierzaków, bo już nie mają miejsc, a to dopiero początek wakacji... serce mi się kraje. 




JEŚLI NIE MASZ CO ZROBIĆ ZE SWOIM PSEM/KOTEM, 
NIE PORZUCAJ GO W LESIE CZY NA DRODZE, 
ZAPROWADŹ DO SCHRONISKA NIECH BĘDZIE BEZPIECZNY.
 NIE SKAZUJ GO NA ŚMIERĆ!!!

czwartek, 23 czerwca 2016

Świat Zofii

Jakiś czas temu kolega z pracy polecił mi książkę. Trochę się zdziwiłam, gdy dowiedziałam się, że jest to książka dla dzieci i młodzieży.  Po pewnym czasie i kilku razach, gdy tytuł ten przewijał się w naszych rozmowach, postanowiłam ją jednak przeczytać. Najpierw ściągnęłam ją na telefon (tak wiem, że tak nie można), bo myślałam, że w ogóle mnie nie zainteresuje. Jednak po kilkunastu stronach zmęczyło mnie patrzenie na ekran i pospiesznie udałam się do księgarni po swój egzemplarz.
"Świat Zofii" bo o tej książce tu mowa, to powieść napisana przez norweskiego pisarza i nauczyciela filozofii Josteina Gaardera.

Tytuł oryginału: SOFIES VERDEN
Tłumaczenie: Iwona Zimnicka
Wydawnictwo: Czarna Owca
Ilość stron: 560
Wydanie: IV poprawione
Data wydania: 2012 (oryginał 1995)
ISBN: 978-83-60207-50-5


"Kim jesteś? " i "Skąd wziął się świat? ". Od tych pytań wszystko się zaczęło. 14-sto letnia Zofia Amundsen pewnego dnia otrzymuje anonimowe listy z powyższymi pytaniami, które poważnie mieszają jej w głowie. Dziewczynka zaczyna zastanawiać się nad odpowiedziami i nagle wszystko inne staje się nieważne. Gdy Zosia ma już jeden wielki mętlik w głowie, dostaje kolejny list, na którym widnieje napis: Kurs filozofii. Obchodzić się ostrożnie. Od tej chwili nic już nie będzie tak jak wcześniej. Anonimowy nadawca piszę we wstępie, że: 

"Najlepszym sposobem zbliżenia się do filozofii jest postawienie sobie kilku filozoficznych pytań. Jak powstał świat? Czy za tym, co się dzieje, kryje się czyjaś wola, jakiś sens? Czy istnieje życie po śmierci? W jaki w ogóle sposób znaleźć odpowiedź na podobne pytania? I przede wszystkim: Jak powinniśmy żyć?"

Pytania te każdemu kiedyś chodziły po głowie, jednak tylko Ci, którzy starali się na nie znaleźć odpowiedź mogą nazywać się filozofami. Pytania te każdego zmuszają do zatrzymania się i zastanowienia nad ich sensem i nad odpowiedzią na nie. A tak jak jest to napisane odpowiedzi na nie nie znajdziemy w encyklopedii. Nauczyciel Zofii pisze jedną bardzo ważną rzecz: 

JEDYNE CZEGO NAM POTRZEBA, ABYŚMY STALI SIĘ DOBRYMI FILOZOFAMI, TO ZDOLNOŚĆ DO DZIWIENIA SIĘ ŚWIATEM

Te niby banalne słowa mają w sobie głębszy sens. Dorosły człowiek traci tą zdolność, w sumie dzieje się to już w młodym wieku, gdy człowiek dorasta i bierze świat i to co go otacza za coś oczywistego. Najlepszymi filozofami zatem mogły by być małe dzieci, które zachwycają się wszystkim co widzą, wszystko dla nich jest magiczne i wyjątkowe. Warto się nad tym zastanowić.
Każdy rozdział w tej książce poświęcony jest innemu etapowi w rozwoju filozofii, w rozwoju myślenia ludzi i ich wyobrażeniu o świecie. Ogromnym plusem jest tu sposób opowiadania, o czyś co dla wielu jest nieciekawe i mało interesujące. Szczerze się przyznam, że nigdy nie przywiązywałam wagi do tego, co na ten temat mówiono w szkole. Jakoś ta część o filozofach nigdy szczególnie mnie nie interesowała, ale ta książka to zmieniła.
Nie będę Wam tu opowiadać całej książki, bo to mijałoby się z celem. Powiem tylko, że gdy czytałam ją po raz pierwszy, byłam dziewczyną, świeżo po ślubie i dzięki niej zaczęłam inaczej postrzegać świat. Teraz czytam ją po raz drugi (i pewnie nie ostatni), jako matka i znów zauważam nowe fakty i nowe odpowiedzi na te same pytania. Ta książka zawsze jest na czasie. Ta książka jest dla każdego, w każdym wieku, nie zależnie od tego skąd jesteśmy czy w co wierzymy. 
Moim zdaniem to właśnie takie książki powinny być lekturami w szkole, książki o czymś, zmuszające do myślenia.

środa, 15 czerwca 2016

Zoo Safari Borysew

Na początku czerwca byliśmy na wakacjach z dziadkami na wsi. Miejscowość Witów, ciężka do znalezienia na mapie, to mała wioska z przemiłymi ludźmi i pięknymi krajobrazami. Spędzaliśmy tam miło czas. Pewnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę do Uniejowa, miasteczka oddalonego o 65 km od miejsca pobytu. Po drodze zobaczyłam reklamę ZOO Safari, o którym wcześniej wiele słyszałam, a jakoś nigdy nie sprawdziłam gdzie ono tak dokładniej jest. Jakież było moje zaskoczenie, gdy dowiedziałam się, że to tak zachwalane miejsce jest około 50 km od miejsca w którym byliśmy.
Następnego dnia spakowaliśmy do samochodu dzieci i ruszyliśmy zobaczyć co oferuje ZOO Safari. Jechałam tam z duszą na ramieniu, po naszej ostatniej wizycie w zoo, po której aż chciało się płakać. Zwierzęta wtedy wyglądały strasznie i jak najszybciej chciałam opuścić to miejsce. Zastanawiałam się jak będzie tu, czy zwierzęta będą zadbane i ile ich będzie.
Godzinka w samochodzie, przejazd przez kilka pobliskich wsi i miasteczek i byliśmy na miejscu. Powiem szczerze, że gdyby nie nawigacja Google Maps to pewnie byśmy tam nie trafili, bo oznakowanie pozostawiało wiele do życzenia. Ale to mało ważny aspekt. Dotarliśmy. Parking pełen, oczywiście autokarów. Nas chwilkę zeszło, bo trzeba było jeszcze nakarmić najmłodszego członka wycieczki. Po wykonaniu niezbędnych czynności ruszyliśmy do kas. Wszędzie pełno dzieci ze szkół i przedszkoli, na szczęście w kasie w miarę luźno. Zakupiliśmy bilety 25 zł bilet normalny, dzieci do lat 3 za darmo więc za 50 zł weszła cała nasza czwórka. 
Pierwsze kroki i naszym oczom ukazały się duże przestronne wybiegi i szerokie alejki. Na początku oczywiście antylopy i różnego rodzaju bydło. Spadający z mego serca kamień chyba ogłuszył wszystkich wokół. Zwierzęta piękne, lśniąca sierść, zaokrąglone ciała, piękne umięśnienie i co najważniejsze zdrowe. Naprawdę chyba jeszcze nie widziała zwierząt w tak dobrym stanie w tego typu miejscach. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. A do tego w tym zoo mają  super atrakcję dodatkową dla odwiedzających, a mianowicie można się przyglądać karmieniu zwierząt. Przy wybiegach mamy podane godziny karmienia. My niestety nie załapaliśmy się na żadne, ale jest to pewnie super widowisko, w szczególności karmienie dzikich kotów musi być widowiskowe.
Koty no właśnie one są główną atrakcją zoo. Białe lwy i tygrysy robią ogromne wrażenie. W czasie zwiedzania może odwiedzić wybiegi młodych lwów i tygrysów, które urodziły się w ZOO oraz ich rodziców, które są w innej części zoo. Zarówno starsze jak i młode zwierzęta robią piorunujące wrażenie.















Jako, że pierwszy raz w ogóle miałam okazję zobaczyć te cudne zwierzęta najchętniej nie odchodziłabym od ich wybiegu i podziwiała. Są piękne. Młode, jak to młode skore do zabaw i wyglądające jak "małe" kociaki mimo swoich dość sporych rozmiarów. Kociaki super, ale ich rodzice... to coś pięknego.

Tata Lew


Tata Tygrys


Mama Tygrysica


Prawda, że piękne. Jestem pewna, że jeśli tylko znów nadarzy się okazja jeszcze raz odwiedzimy to zoo i te piękne zwierzęta.
Na terenie obiektu zobaczyć również można zebry i żyrafy. Niusi przypadały do gustu zebry i nie chciała odejść od ich wybiegu. Jedna z pasiastych koleżanek stanęła naprzeciwko Niuśki i tak trwały patrząc na siebie. Porozumiewały się bez słów. Wyglądało to dość zabawnie, więc mieliśmy z niej niezły ubaw. Jeśli chodzi o żyrafy to naprawdę były piękne. Jedna duża, druga trochę mniejsza. Obie oczywiście w super stanie. I na tym wybiegu spotkała nas mała niespodzianka. Pierwszy raz widzieliśmy, jak kładzie się żyrafa. Z tak długimi nogami nie jest to łatwe. Ileż ona się przymierzała do tego by się położyć. Nie wiedziałam, że to aż takie skomplikowane.



Mini ZOO znajduje się w dwóch punktach na terenie obiektu. Jedno jest za wybiegiem młodszych lwów zaraz koło placu zabaw, który niestety był zamknięty, ponieważ padał deszcz i wszystko było mokre. Drugie znajduje się obok wybiegu dla starszych tygrysów. Plac zabaw też był dość duży, oprócz standardowych huśtawek, zjeżdżalni i koników, znajdowały się tam duże dmuchane zamki - zjeżdżalnie. Pierwsze mini zoo było mniejsze z mała ilością zwierząt. Tam Niuśka karmiła konika i kózki trawą którą zrywała naokoło wybiegu. Ale to była frajda, nie tylko dla niej ale i dla taty, który latał z trawą i listkami dla kózek. Zwierzęta bardzo przyjazne i delikatne. Rzadko się spotyka żeby koń tak delikatnie brał z rączki trawę czy listki. 
Drugi nieco większy z dużą ilością kóz, świnek, królików,  a nawet znalazła się jedna alpaka. Tutaj już można było chodzić między zwierzątkami, a nawet je pogłaskać. Niusi szczególnie do gustu przypadły oczywiście świnki i kózki, ale i ogromne króliki. Duże zamieszanie na wybiegu wprowadzały małe kózki, które brykały i zaczepiały starsze kozy. Przyglądałyśmy się również jak mama koza karmi swoje koźlątko. Takie mini zoo to super atrakcja dla najmłodszych, szczególnie tych mieszkających w miastach, gdzie nie ma możliwości obcowania z takimi zwierzętami na co dzień.
Kolejnym miejscem, które było dla nas zaskoczeniem był wybieg Mandryli. Wysepka otoczona wodą z niskim płotkiem. Małpy jak na dłoni bez wysokich ogrodzeń czy klatek to zrobiło na nas duże wrażenie. Tak samo jak same małpy. Zwierzęta podobnie jak inne w bardzo dobrym stanie. Samiec miał piękne kolory. Zawsze byłam przekonana, że ich tylna cześć ciała jest czerwona czy różowa, a tu taka paleta barw. Małpy zazwyczaj bardzo terytorialne i nerwowe, tu spokojne i odprężone. Wydawało się że w ogóle nie zwracają uwagi na odwiedzających. 


 Z dodatkowych atrakcji na terenie obiektu można wymienić miejsce piknikowe. Fajna sprawa gdyż w otoczeniu zwierząt można sobie usiąść i odpocząć czy coś zjeść.
 Dla osób, które nie mają ze sobą jedzenia przewidziano Grill bar w którym można zakupić przekąski czy coś słodkiego jak np. lody. Lody polecam bo oczywiście musieliśmy ich spróbować. Przy Grill barze znajduje się Kino 7D cokolwiek to znaczy, takie atrakcje nas nie interesują więc nie mam tu co pisać. W tym samym miejscu znajduje się też raj dla dzieci, czyli tzw. Figlarnia. Są tu zjeżdżalnie, trampolina, dmuchana gąsienica i wiele innych atrakcji. Nasza córcia jeszcze trochę za mała na takie atrakcje, biorąc pod uwagę ilość dzieci jaka tam przebywała, ale starsze dzieci napewno przeżyją tam niezapomnianą zabawę.
Serdecznie polecam odwiedziny w tym pięknym miejscu. Jedyny minus to Pociągi z wycieczkami, ale na szczęście teren jest tak duży, że można ich unikać.
Wszystkich zapraszam również na stronkę ZOO Safari w Borysewie, można tam na żywo podglądać niektóre zwierzaki.